Witaj, otóż tym razem uprawiam wobec Ciebie małe skurwysyństwo, za co szczerze przepraszam, ale jestem dziś bardzo zmęczony i najpewniej w tym tygodniu nie dam rady napisać tego co miałem w planie, więc aby nie było w tym miejscu zbyt nudno posłużę się starym wpisem, który mimo, że pewnie znasz, podsuwam Ci pod nos raz jeszcze z nadzieją, że może spodoba Ci się bardziej niż za pierwszym razem?
RUSH 2013.06.06 Berlin 02 Arena
To był jeden z tych koncertów na który niespecjalnie czekałem, początkowo nawet nie planowałem jechać choć wiedziałem, że będzie.
Po prostu pewnego dnia zadzwonił Maciej, że słyszał właśnie nową płytę i chętnie by się wybrał, tylko nie ma z kim, no i dałem się namówić.
Sam wyjazd był doskonałym pomysłem, wypocząłem i – czego się zupełnie nie spodziewałem – poczułem się jak w czasach licealnych.
Szwendaliśmy się po Berlinie z browarami, spaliśmy w parku, gadaliśmy z miejscowymi żulami, co było dość zabawne, gdyż jeden, jak zobaczył moją koszulkę KISS POLSKA był wprost zachwycony i zaczął wykrzykiwać AAAA! POLSKA! JA Z KOLEŻANKĄ SZEDŁ! POLSKA SZWITNE!, a przy murze berlińskim mieliśmy przyjemność posłuchać ulicznego saksofonisty (dobry był!), który – gdy wróciliśmy tak po jakiś 6 godzinach – cały czas grał!
Na domiar dobrego okazało się, że za granicą Polacy swojakom pomagają i mają parcie żeby razem przebywać, co też miało swój urok.
Także dzień w Berlinie w miksie z kilkoma poważniejszymi rozmowami był wręcz cudowny!
Do O2 Areny zaczęli wpuszczać dokładnie o szóstej i ledwo doszedłem do barierki, już mnie złapał wkurw.
Otóż Pan ochroniarz przeszukując mój plecak natrafił na: dwa schabowe, snikersy sztuk 5, oraz 3 litry wody i powiedział, że albo to zjadam i wypijam w 5 minut albo muszę wyrzucić do kosza.
Niestety moje wytłumaczenie, że nie mam zamiaru z tego wszystkiego korzystać w hali i jeśli tylko chce zostawię plecak z zawartością w szatni, nie pomogło i byłem zmuszony pozbyć się całego naszego żarcia przewidzianego na powrót.
No nieładnie Panie Niemiec!
Po tym wydarzeniu szybko podeszliśmy pod konsoletę i gadając z innymi koncertowymi wyjadaczami przepękaliśmy 2 godziny.
Zaczęli punktualnie o 20.00!
Po krótkim wprowadzającym filmiku słychać delikatny stukot klawiszy i jadą!
Gra świateł REWELACYJNA, panowie uśmiechnięci Alex i Geddy co chwilę wchodzą w jakieś interakcje, Neil skupiony, również w doskonałej formie, a akustykowi po prostu urwałbym jaja.
Otóż: bas ostro przywalony, bębny niedostrojone (zamiast punktowego strzału, każde uderzenie się jakby rozlewało, co przy okazji bardziej skomplikowanych akcentów było nie do zniesienia), a gitara albo zbyt głośna czego efektem był bliżej niekontrolowany jazgot, albo zupełnie schowana w gąszczu innych dźwięków.
Należycie brzmiały wyłącznie klawisze oraz wokal, co, nie ukrywam, przy tak fantastycznej dyspozycji całego zespołu zwyczajnie bolało.
Naprawdę nigdy wcześniej nie widziałem muzyków w tym wieku, którzy tak cieszyliby się z grania, nie mówiąc o tym co się tam muzycznie wyprawiało!
Średnio w co drugim numerze był jakiś błysk, niestety za każdym razem przytłumiony przez techniczne zaniedbania.
I w tej schizofrenicznej atmosferze minęła pierwsza godzina. Podczas przerwy wśród Rushowych ortodoksów panował ciężki czas narzekania na setlistę, co było dla mnie szczerze zabawne bo jako umiarkowany fan, nie miałem akurat pod tym względem żadnych zarzutów – miks lat 70 i 80 był dla mnie zupełnie optymalny.
Po 15 minutach kolejny (zdecydowanie dłuższy) filmik i panowie zaczynają od Caravan….CO JA SŁYSZĘ!
Całość o jakąś 1/3 ciszej, bas ciepło pyka z boku, gitara wręcz sterylna i pewnie osadzona, bębny zbyt schowane, ale słychać sporo subtelności a nad tym wszystkim smyki i wokal!
No pięknie!
Podczas tego utworu naprawdę odżyłem, niestety tylko na chwilę.
Wspomniany stan ekscytacji trwał dokładnie 1 utwór.
Potem znowu Pan akustyk zajął się swoją komórką i zrobiło zbyt głośno, a bas przytłumił wcześniej doskonale słyszalne smyczki.
I tak już zostało do końca.
Nowa płyta jak dla mnie świetnie się obroniła, doskonałe wrażenie robiły efekty świetlne + delikatne rozwiązania pirotechniczne.
Muzycznie zarzut mam tylko jeden, sekwencja:
The Garden
Manhattan Project
Drum Solo
Red Sector A
Okazała się zbyt monotonna.
Na chwilę odleciałem myślami gdzie indziej, a i elektroniczna solówka Pearta to jakaś pomyłka.
Jednak całość szybko zmieniła charakter, bo końcówka w postaci:
YYZ
The Spirit of Radio
Tom Sawyer
2112 Part I: Overture
2112 Part II: The Temples of Syrinx
2112 Part VII: Grand Finale
była po prostu rozpierdalająca!
Podczas Toma Sawyera aż zapomniałem, że nagłośnienie jest nie halo.
Śpiewali Wszyscy!!!
The world is, the world is,
Love and life are deep,
Maybe as his skies are WWWIIIDDDDEEEEE!!!!
aż zrobiło mi szkoda, że to już koniec.
Koncert ląduje pewnie w szufladzie najbardziej zmarnowany potencjał.
Mogło być przecudnie, a było tylko i aż nieźle.
Kolejna sprawa to mój odbiór, który niedawno radykalnie się zmienił.
Przez ostatni rok bywałem wyłącznie na koncertach klubowych, w 90% stojąc w pierwszym rzędzie, przez co słuchałem tych dźwięków bezpośrednio z paczek co wywoływało bardzo silne emocje.
Aby porównywalne odczucia pojawiły się na halowym czy stadionowym koncercie wszystko musiałoby się idealnie ułożyć, co niestety nie miało tym razem miejsca.
Inna rzecz to pewna bariera między słuchaczem a wykonawcą na takim koncercie, która zaczęła mi dziwnie przeszkadzać.
Czułem się trochę jakbym oglądał transmisję, a nie koncert na żywo.
Oczywiście cieszę się, że pojechałem, bo zaliczyć Rush to niemała sprawa, ale spory niedosyt jednak został.
Kto wie, może jeszcze spróbuję.
Dla porządku jeszcze pełen set:
Subdivisions
The Big Money
Force Ten
Grand Designs
The Body Electric
Territories
The Analog Kid
Bravado
Where’s My Thing?
(With Drum Solo)
Far Cry
Set 2: (with Clockwork Angels String Ensemble)
Caravan
Clockwork Angels
The Anarchist
Carnies
The Wreckers
Headlong Flight
(With Drum Solo)
Halo Effect
Seven Cities of Gold
The Garden
Manhattan Project
Drum Solo
Red Sector A
YYZ
The Spirit of Radio
(without the string ensemble)
Encore:
Tom Sawyer
2112 Part I: Overture
2112 Part II: The Temples of Syrinx
2112 Part VII: Grand Finale