Za darmo zupy łyk, a co na to grzyb?

Ostatnio jest tak dużo możliwości koncertowych, że trudno mi okiełznać własne decyzje w tym zakresie. Na szczęście, czasem jest tak, że oczywistym staje się czy na dany koncert mam jechać czy nie – temu od samego początku wiele sprzyjało.

Armia 07.09.2013 Racot koło Kościana

Po pierwsze zebrała się 4 osobowa ekipa wyjazdowa, co dawno nie miało miejsca. Po drugie ½ tej ekipy stanowili ludzie, którym często nie pasuje, stąd od samego początku uznałem te okoliczności za cud! Zresztą cudów tego dnia nie brakowało.

Nie dość, że wyjechaliśmy o czasie i szybko się uwinęliśmy z dojazdem, to jeszcze okazało się, że nas na ten wypad stać! Przyzwyczajony do średniego spalania Maciejobusa (toyota rav4), po wyliczeniu kosztów wyjazdu poczułem uścisk w żołądku – niepotrzebnie. Jako wciąż starający się o przywilej kierowania zapomniałem, że pod tym względem samochody działają różnie – zaczęło się więc pięknie. Z trasy do moim ulubionym momentem była rozmowa o umieraniu zakończona salwą śmiechu. Może brzmi to trochę dziwnie, ale naprawdę jak wspominam ten moment, to znów zaczynam rechotać.

Jak już dotarliśmy okazało się, że ten hipodrom to nie przelewki! Jasny gwint co za przestrzeń!
Niby wiedziałem, że dla konia i jeźdźca potrzeba sporo miejsca ale takiej petardy się nie spodziewałem, no i na domiar dobrego z głośników popłynęła jedna z najlepszych możliwych informacji….zupa gulaszowa za darmo do woli. Ojojojoj. U mnie skończyło się na dwóch, część współtowarzyszy jednak poszła o porcję dalej. Była naprawdę spoko, ale największe wrażenie zrobił na mnie garnek w którym ją gotowano. Otóż, mieścił on w sobie pięć tysięcy porcji (takich standardowych – wiadomo, plastikowy talerzyk). Rany!
Jakby ktoś tam wpadł i nie umiał pływać mógłby się  utopić! – zresztą, ciekawe tak popływać w zupie. Następnie piwo i natychmiast poczułem, że jak odwołają koncerty, to w zasadzie nic się nie stanie.

No, ale wybiła właściwa godzina i na pierwszy ogień, na scenie pojawił się zespół Bicie Serca.
Od razu pomyślałem, że będzie to jakaś wariacja na temat początku Dark Side of The Moon, i nawet Pluton podjął pewną próbę odwzorowania moich myśli, ale okazało się inaczej.

Średnia wieku członków zespołu jak na moje oko 6 lat, ale, że nie jestem w tym względzie specjalistą zaufam Goblinowi, który rzucił takimi liczbami jak 10, 11 i 15 – niech Mu będzie. Wiem, że to jeszcze młodziaki i samo ich pojawienie się na scenie powinienem oceniać pozytywnie, ale nie potrafię.
W repertuarze Dżem, Lady Punk i jedna piosenka autorska, oj serce me serce ratuj się. No ale dobrze, to przecież dzieci. Następny zespół nazwą nie prezentował się najlepiej, ale wypadł całkiem spoko.
Mokrofon to miks Heya i Comy, który zdecydowanie nie powinien mi się podobać, ale zaprezentowali się tak świeżo i autentycznie, że momentami zażarło. Poza tym, darzę sympatią utwory o prawdziwym życiu, dlatego np. Herbata mnie szczerze ujęła.
Choć po płytę nigdy nie sięgnę, jako ciekawostka wypadli dobrze, a od połowy zabrzmieli bardzo selektywnie.

No i tak oto zbliżał się czas Armii. Kiedy panowie zaczęli się krzątać po scenie poczułem dreszcz. Gitara Franza, waltornia, klawisze i gary brzmiały PORAŻAJĄCO. Chwilę później połączył Gero i też wszystko grało. Rzut okiem za siebie – przyszło sporo ludzi. Wybiło kilka minut po 21, zaczynają od Saluto, a ja znów mam wrażenie, że wracamy do smutnej rzeczywistości tego zespołu.
Otóż nad Armią wisi pewne technologiczne fatum – po prostu co jakiś czas zdarza się występ nagłośniony słabo, i ten niestety do nich należał, choć po kolei.

Zupełnie zrozumiałym jest, że gdy przyjdzie dużo ludzi, to całość poważnie siada – w tym przypadku odcięło połowę mocy, co jak  napisałem jest zupełnie normalne w takich okolicznościach. Ludzie pojawili się w większej ilości, kiedy próba się skończyła, co natychmiast odbiło się na dźwięku. Tak samo naturalna jest jednak w wyżej opisanej sytuacji natychmiastowa reakcja Pana za gałkami, co z kolei nie miało miejsca!

Od razu zacząłem podejrzewać, że dobry duch dźwięku – Pacman – jest nieobecny.
Po tym co słyszałem w Radiu Luksemburg, było niemożliwe aby ten sam facet siedział za konsoletą. Paradoksalnie, na szczęście, okazało się, że miałem rację.
Dla dźwięku było to jednak coraz gorsze.
Z czasem całość kompletnie wymknęła się spod kontroli, by przy okazji utworu Katedra przemienić się w łomot na granicy bólu ucha.
Choć był jeden utwór który złamał regułę – Ultima Thule – trudno mi określić dlaczego, ale nagle na te kilka minut zrobiło się ciszej i bardziej selektywnie, niestety tylko na te kilka minut…

ALE

I tak muzyka przebiła się do mnie tego wieczoru!
Wszyscy bez wyjątku byli w tak nieziemskiej formie!
W afekcie, od Popiołów szalałem, a nawet podskakiwałem w On Jest Tu!

Forma wykonawcza Armii na tej trasie to dla mnie wręcz ekstraklasa.
Nigdy nie słyszałem tak brawurowo wykonanych Popiołów i Domu Przy Moście.
W ogóle ten drugi numer zasłużył dla mnie na miano momentu wieczoru, jak przysłuchiwałem się konstrukcjom poszczególnych kompozycji to naprawdę znów poczułem, że Armia jest jednym ze skarbów tej planety!

Poza Frantzem, który po raz kolejny mnie rozjechał, zachwyciłem się partiami Karola w rejestrze hammondowym i fragmentami, w których śpiewa Gero.
Jako, że był tego dnia w genialnej formie utwory zabrzmiały szczególnie mocno i zdałem sobie sprawę, że chyba po raz pierwszy w historii tego zespołu w secie znalazły się pełnoprawne ballady! Miałem wrażenie jakby na moment otworzyło się przejście do trochę innego świata.

Także, mimo niedogodności, strasznie się cieszę, że pojechaliśmy bo Armia na żywo to jednak nie mała sprawa.
W drodze powrotnej hot-dog, Cherry Coke i jedna z najlepszych historyjek jakie w życiu słyszałem:

Marek: jest taka góralska legenda, że jak człowiek przejdzie obok grzyba, a ten go zauważy i nie zostanie zerwany to zgnije – naprawdę.

Niesamowity dzień!

Wszystkim bardzo dziękuję i mam nadzieję, że jeszcze uda mi się trafić na kolejny koncert podczas tej zacnej trasy!

2 komentarze Dodaj własny

  1. GieDoEn pisze:

    Toż to łeż! Mówiłem o 12-13-15 😉

  2. mgeming pisze:

    No tak. Gdy tylko podejmuję tematy matematyczne ZAWSZE się kompromituję.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s