Cześć!
Długo się nie widzieliśmy, więc jak zawsze jest co nadrabiać.
Jednak zanim zacznę część zasadniczą muszę Ci podziękować – otóż niedawno minął rok od kiedy spotkaliśmy się tu po raz pierwszy! Dla mnie to ważna wiadomość i mam nadzieję, że przez ten czas umiliłem Ci trochę życie. Wielkie, wielkie dzięki za Twój czas i obecność.
No i właśnie – skoro okazja dość wyjątkowa, to spróbuję wykonać obiecany, poważny skok w przeszłość by wreszcie trochę… ponarzekać. Wiedz tylko jedno – jeśli uznasz, że przesadzam – po prostu przeskocz do następnego wykonawcy. Przecież nie możemy tkwić w tej depresji cały czas!
The Brew + Kismet Ryding 26.03.2014 Blue Note, Poznań
Z tą grupą nigdy nie było mi po drodze.
Każdorazowo gdy grali w Poznaniu coś się nie układało, a jak tylko próbowałem się do nich przekonać na podstawie jakichś oficjalnych materiałów koncertowych, łapałem jeszcze większy dystans. Teraz wiem, że Bóg mnie chronił abym ich nigdy nie zobaczył.
Mimo że czułem wewnętrzny opór to co zrobiłem? Poszedłem.
I co? Mam za swoje.
Przepraszam wszystkich fanów tego projektu, ale moim zdaniem powinno się tych Panów przynajmniej na miesiąc wsadzić do paki, albo wychłostać!
Myślę, że to sprawiedliwa kara, ponieważ za OSZUSTWO karać należy.
Tego wieczora usłyszałem większość patentów, które pokochali fani muzyki rockowej przez ostatnie 50 lat i… ani sekundy muzyki! Zero szczerości i prawdziwego zaangażowania.
Te wszystkie podskoki, gestykulacje, okrzyki, ukłony i każdy dźwięk, który wychodził z głośników wydał mi się udawany. Co ciekawe – działo się to bandyctwo od pierwszej sekundy, gdyż zwędzili nawet intro! Komu? Metallice.
Później już zupełnie bez pardonu – partia Page’a z Dazed & Confused, 5 wersji riffu Won’t Get Fooled Again, solówka na garach a’la Bonham (wraz z pogłosem), cały początek z Shine On You Crazy Diamond, refreny z U2 i proszę – mamy receptę na sukces.
Różnie to było podane – raz w formie niby hołdu, a raz wplecione w autorską kompozycję, ale to co spinało całość, to czytelny sygnał, że o coś być może tu chodzi, ale na pewno nie o muzykę.
Żeby było jasne – jest milion zespołów, u których podpieranie się cudzym materiałem słychać niemal równie mocno. Różnica leży w podejściu – kiedy emocje są rzeczywiste, a samo pojawienie się zespołu na scenie wynika z potrzeby silniejszej niż oni sami, natychmiast jestem na tak.
Tu niestety nic podobnego się nie wydarzyło – wszystko wyliczone jak w kompleksowym biznes planie, który się świetnie sprawdził – większość biła brawa.
Ja się nabrać nie dam.
Jedyną osobą, która pokazała coś ludzkiego był basista – chociaż się zmęczył i miał adekwatny do swego stanu wyraz twarzy.
Mimo to moja ocena pozostaje jednoznacznie negatywna. Może wcześniej było inaczej – nie wiem. Obecnie widzę ich jako maszynkę do robienia ze słuchacza debila i wyciągania od niego kasy.
Supportu tak długo bił nie będę – może kiedyś się poprawią znajdując porządnego wokalistę i gitarzystę, który swoją aparycją nie będzie przepraszał za to, że żyje.
Niemniej jak sekcja ruszy głową, to może gdzieś tam się kiedyś przebije – chciałbym.
2Tm2,3 09.04.2014 Parafia pw. Nawiedzenia NMP Poznań
Poszedłem na ten koncert pełen pozytywnych wspomnień, głównie z trzech występów.
Jednego w teatrze w 2008 roku i dwóch, które odbyły się w kościele na Winogradach w latach następnych – chyba nawet odpowiednio 2009 i 2010.
Poruszył mnie w owym czasie rozmach przedsięwzięcia, jakość wykonawcza, teksty i mocne i stanowcze brzmienie! Coś sprawiało, że odbierałem ich jak jeden silny i sprawny organizm. Po jednym z takich występów czułem się jak nowonarodzony!
A tym razem?
No cóż.
Zespół zupełnie niezgrany, brzmienie jakby trochę zagubione – raz ładne, raz zupełnie nieselektywne. Instrumentarium poważnie odchudzone, a wykonawcy w większości przygaszeni. Miałem wrażenie obcowania z cieniem tego, co tak miło zapamiętałem i było to, nie ukrywam, przykre doświadczenie.
Do dziś nie bardzo rozumiem czemu ten koncert miał służyć – moim zdaniem w takim stanie się na scenę po prostu nie wychodzi. Jak zespół nie gra razem to się robi więcej prób. A tak?
Zobaczyłem ludzi, którzy na scenie są już niemal 30 lat, grających jak pół amatorzy.
Pozytywne zaskoczenia dwa – po pierwsze Tomek Budzyński i Angelika Korszyńska-Górny!
CO ZA FORMA WOKALNA! Naprawdę, gdy tylko przychodził ich czas, koncert nieco zmieniał oblicze.
Angelika natychmiast budowała bardziej intymną atmosferę, a Budzy zwracał uwagę jako ten, który na tle niezbyt grających muzyków przygotował się jak trzeba. Powaliły mnie jego wysokie rejestry – brawo!
A druga rzecz to warstwa tekstowa – nawet w tak kulawej formie dobrze posłuchać psalmów.
Osz! Zostało mi jeszcze z sześć kapel, a powyższymi wspomnieniami zdenerwowałem się niezdrowo, więc na dziś dajmy już spokój.
Cześć!