WIELKA STOPA WIECZORAMI SZALEJE

Cześć!

A jakbym tak  znowu napisał, że był to jeden z najlepszych koncertów, jakie dotąd widziałem?

Voo Voo 09-04-2015 ACKiS 9 stóp, Poznań

Dalej również mógłbym cytować samego siebie z poprzedniego wpisu – jeśli zespół Voo Voo wciąż będzie grał takie koncerty, to jestem gotów je opisywać choćby co tydzień i to do końca moich dni.

TO, CO USŁYSZAŁEM BYŁO ZWYCZAJNIE NIE DO WIARY!

Wszystko, ale to absolutnie wszystko robiło kolosalne wrażenie. Zacznę może od tego, co najważniejsze – pod względem wykonawczym zobaczyłem bezdyskusyjnie najlepszy występ w życiu.

Dźwięk dosłownie płynął. I to tak naturalnie i spokojnie, jak płynie woda w strumieniu. Cały czas dało się wyczuć delikatny element transu, który w żaden sposób nie wynikał z konstrukcji utworów i nie mógł być zamierzony.

To cudne wrażenie przemykało delikatnie pomiędzy frazami, jakby zapisując całość ołówkiem w mojej świadomości. Po raz pierwszy tak wyraźnie i jednoznacznie doświadczyłem tego, że muzyka dzieje się w przestrzeni dzielącej jeden dźwięk od drugiego. Przez większość wieczoru towarzyszyła mi myśl, że chyba jedną nogą znajduję się w niebie.

Najczęściej przenosiła mnie tam gitara – chmura, wydobywająca się z wzmacniacza, miała bajkową, plastyczną i ciepłą barwę. Czasem okrywała, niemal  całokształtnie, scenę by w chwilę później dyskretnie szepnąć kilka zaklęć do mego lewego ucha.

Zresztą, nie tylko ona – powyższe słowa mógłbym przypisać do każdego z muzyków, tego dnia związanych ze sobą ledwo widoczną, przezroczystą, astralną żyłką. Kontrabas hipnotyzował długimi, przestrzennymi szarpnięciami, saksofon raz mruczał, raz wrzeszczał, a perkusja co chwilę wznosiła i rujnowała tworzone przez siebie konstrukcje.

Odnośnie samych kompozycji – ich struktura ciągle się zmienia i to wciąż na lepsze. Rozbudowane wstępy i potęgowana amplituda napięć zwyczajnie powalały!

Wybrzmiały więc najlepsze wersje Kim bym był?, Na coś się zanosi i Tli się. W pierwszym zachwycające wyciszenia i podnoszące się miarowo wzburzenie, w drugim energia i zupełnie wyrywający się spod kontroli antagonistyczny zryw, a w trzecim czad, brud i odrobina zabawy. Część podstawowa w stosunku do swoich studyjnych pierwowzorów rozrosła się więc niemal… dwukrotnie, kompletnie rozpromieniając moje wnętrze.

Bisy, choć fajne, nie były mi już do niczego potrzebne. Czekam cierpliwie na piątą szansę i wciąż mam nadzieję, że Pan Wojtek Waglewski się złamie i zarejestruje któryś z występów z myślą o udokumentowaniu tej epoki.

Bardzo dziękuję za tych kilka chwil!

Cześć!

Jeden komentarz Dodaj własny

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s