Cześć!
Nie będzie przesadą, gdy napiszę, że czekałem na ten wieczór niemal dwa lata. Właśnie tyle czasu minęło od ich ostatniego, widzianego przeze mnie, występu, który wciąż zdarza mi się wspominać z niekłamaną przyjemnością. I choć tym razem mam kilka poważnych zarzutów, to niezjawienie się we Wrocławiu nieco ponad tydzień temu byłoby decyzją, ze wszech miar, złą.
Shy Albatross 15-04-2016, Alibi Wrocław
Zarówno tego dnia, jak i w kilku wcześniejszych przekazach, zespół podkreślał, że dopiero co się wykluł – nie zgadzam się z takim postawieniem sprawy, bo już w 2014 roku Albatros pewnie machał skrzydłami.
Byłbym jednak skłonny przychylić się do opinii o jego ponownych narodzinach, ponieważ zaprezentowany w Alibi repertuar nie miał wiele wspólnego z tym, co dane mi było usłyszeć wcześniej. Dominowały spokojne, z reguły snujące się naturalnie, wielobarwne kompozycje, o dość zagadkowej i odległej proweniencji.
Niestety ich odbiór miał, w moim przypadku, dychotomiczny charakter, ze względu na grę i brzmienie sekcji rytmicznej. Partie Huberta Zemlera były dość ociężałe, jednorodne i co gorsza – chaotyczne. Nie brakowało poważnie nietrafionych – drastycznie przerywających ciągłość tych, opowiadanych niespiesznie, muzycznych historii – akcentów.
Podobnie z wibrafonem i klawiszami Miłosza Pękali, których barwy wydały mi się zupełnie nieprzystające do reszty instrumentarium, z apogeum w postaci wypuszczanego bezładnie, topornego i nazbyt intensywnego, pasma basowego, niekiedy boleśnie przykrywającego całość.
Z drugiej strony Natalia Przybysz i Raphael Rogiński zachwycali w każdej sekundzie.
Cały czas miałem wrażenie, że kreowanie tej żywej fabuły odbywa się w nich zupełnie naturalnie, co najjaskrawiej objawiło się w utworze, który wykonali… w duecie.
Nagle gitara i głos rozproszyły się po sali tak swobodnie, jak swobodnie roznosi się zapach w powietrzu, tworząc zupełnie nieprzyziemną, dotykającą głębiej, aurę.
I było podobnych momentów jeszcze kilka – zaskakująca selektywnością i kalejdoskopowością brzmień, wychodząca nieraz na wierzch, gitara Raphaela, różnorodne, wykonane z pewnością i zaangażowaniem partie wokalne czy, 2 wprost przeszywające (!) fragmenty grane smyczkiem.
W zupełności wystarczyło bym poznańskiego koncertu szczerze nie mógł się doczekać.
Zostawiam Ci też, poniżej, szczyptę tych cudów.
Jeden komentarz Dodaj własny