9 PIÓR

Cześć!

Ponieważ niniejszego wpisu nie jestem w stanie, w żaden sposób, oddzielić od poprzedniej relacji, wyjątkowo poproszę Cię o jej przeczytanie zanim przejdziesz do kolejnego akapitu (chyba, że zrobiłeś to wcześniej), ponieważ bez tego kontekstu większość dzisiejszego opisu może mieć niejasny, lub po prostu niewłaściwy wydźwięk, tym bardziej, że w znacznej mierze stanowi on porównanie z tym, co wydarzyło się kilkanaście dni wcześniej.

Shy Albatross 28-04-2016, ACKiS 9 stóp Poznań

Od ich niedawnego koncertu w Alibi zaszły pewne zmiany – również te, na które po cichu liczyłem.

W Poznaniu tandem Hubert Zemler / Miłosz Pękala zaprezentował się bez zarzutu, właściwie wypełniając przynależną mu przestrzeń. Na perkusji dominowały solidne, zagrane z czuciem i bez zbędnej woltyżerki akcenty, czasem zręcznie ubarwiane ciepłym, ale też dostatecznie stanowczym brzmieniem balafonu, co zupełnie wystarczyło by nadać muzyce odpowiedni sznyt, a jednocześnie nie zawłaszczać jej delikatnego i dyskretnego charakteru.

Podobnie z wibrafonem, cymbałami (o wprost bajkowej barwie) i postponowanym przeze mnie ostatnim razem pasmem basowym – wszystko odpowiednio urozmaicało prezentowane kompozycje.

Partie Natalii Przybysz nieraz przykuły moją uwagę, ze względu na – wspomniane już poprzednim razem – różnorodność, pewność i zaangażowanie, które najmocniej dały o sobie znać w utworach Niny Simone, a dokładniej w brawurowo wykonanej kulminacji Four Woman i niezwykle finezyjnie wyartykułowanym fragmencie See Line Woman.

Gitara Raphaela, pewnie oplatająca ten wielowątkowy organizm, służyła pełną paletą środków – od hardych, potęgujących wspomniane kulminacje zadziorności, aż po niemal całkowicie wtapiający się w tło, oszczędny akompaniament.

Pozostaje jednak jeden – znaczący – kłopot, który mam z definitywnością zaprezentowanego repertuaru. Ścisły i sztywno przestrzegany porządek każdej z zagranych opowieści (bliski studyjnym pierwowzorom) sprawił, że słuchanie ich po raz drugi – nawet w lepszym wykonaniu – nie wywołało emocji, które towarzyszyły mi kilkakrotnie podczas koncertu wrocławskiego.

Nieobecność w muzyce Shy Albatross tego – przejawiającego się głównie w wykonawczej nieprzewidywalności – tak symptomatycznego dla innych zespołów Raphaela, wyzwalającego ducha, pozostała dojmująca.

I choć trudno mi z tego czynić jednoznaczny zarzut ze względu na odmienność cechującą Shy Albatross względem choćby Wovoki, to równie trudno to odczucie zignorować.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s