Cześć!
Są tacy muzycy, na których czekam zawsze, nawet jeśli widziałem ich… dzień wcześniej. I choć ten stan bywa niewygodny – szczególnie przy dłuższym oczekiwaniu – to właśnie dla takich momentów jak dziś opisywany przeze mnie koncert, warto w nim tkwić.
Wojtek Więckowski 16-05-2016, Piano Bar, Poznań
Radykalizm i stanowczość zaanonsowało samo przywitanie. Wojtek, w nieco dłuższej wypowiedzi, zawarł kilka kluczowych – wprost oddających sens zaprezentowanej chwilę później muzyki – słów:
…uprzedzając często pojawiające się pytania np. „co jest na tym obrazie?” albo „o czym są Twoje utwory?” – (…) Ty, drogi gościu, mi powiedz.
I to jest sedno sprawy. W repertuarze brały górę, niemal całkowicie wymykające się kategorycznym określeniom, przenikające się wzajemnie, wielowątkowe formy.
W ciągu zaledwie jednego, trwającego 30 minut, utworu Wojtek opowiedział – w moim odczuciu – 6 różnych historii, wywołujących, niekiedy skrajne, emocje – od zupełnej ciemni i poczucia pustki, po niczym nieobciążony spokój.
Muzycznie, każda minuta zwracała uwagę. Pierwszych kilka chwil nazwałbym, choć to oksymoron, klaustrofobiczną rozległością – zapętlone, brudne i pełne bezdechu partie, rozprzestrzeniały się miarowo po całej sali, będąc czujnie uzupełniane natarczywym i świdrującym, a jednocześnie jasnym i szlachetnym slidem.
Ujmowało też brzmienie (i wygląd!) samej gitary, łączącej w sobie ciepło oraz niebanalną intensywność, dzięki czemu bezwzględny przekaz nie stawał się – nawet na moment – męczący.
Utrzymać właściwą dramaturgię pozwalały naturalne, choć jednocześnie bardzo wyraziste, zmiany – np. z nasyconej rozmachem, pozornie chaotycznej fabuły Wojtek potrafił przejść do minimalistycznych czy nawet bluesowych fragmentów.
Najmocniej zapamiętałem pojedyncze, wypuszczane powoli ale dosadnie, akordy, na tle dość już rozbudowanego, porywającego tła, a także podbijany palcami błyskający slide (co prowokowało kolejny dialog przeciwstawnych sobie częstotliwości) i przede wszystkim wrażenie, że gryf… za moment się zapali.
Kolejny wielki koncert w tym roku, który podtrzymał pewną odważną tradycję – znów… nie było bisów.