ŻYWOTNY GWAR

Cześć!

Gdy przeczytałem o jego kolejnym projekcie, poczułem małe zaniepokojenie, które wzrosło wraz przesłuchaniem, zamieszczonego na YouTube, fragmentu. Po przedwczorajszym koncercie muszę przyznać, że – nie pierwszy raz – ogromnie się, w swych pierwotnych odczuciach, pomyliłem.

ŻYWIZNA (Raphael Rogiński / Genowefa Lenarcik) 18-06-2016, Ethno Port Poznań

Wspominając niedawny występ w Krakowie Raphael napisał: jestem tak szczęśliwy i wyróżniony, że gram z tak wielką wokalistką…

Teraz ani trochę nie dziwię się tym słowom – nigdy wcześniej nie słyszałem takiego głosu. Potężna, jakby niezmierzona fala uderzała miarowo z imponującą intensywnością, nie słabnąc przy tym ani na chwilę.

Momenty, w których dochodziło do najsilniejszych wokalnych wzburzeń natychmiast wprowadzały mnie w stan prawdziwego uniesienia i niemałego podziwu – w końcu dokonała tego wszystkiego… 76 letnia (!), filigranowa i na pierwszy rzut oka zupełnie niepozorna postać.

Bardzo podobały mi się również, bezpośrednie i życiowe (sensu largo), teksty (mimo iż nie zawsze w pełni zrozumiałe ze względu na kurpiowską gwarę), doskonale korespondujące z bezpretensjonalną i wręcz ujmującą postawą śpiewaczki.

Wobec powyższego trudno mi wyobrazić sobie dla niej lepszego muzycznego kompana niż właśnie Raphael Rogiński, którego gitara na wiele sposobów oplatała te dawne pieśni, stanowiąc niekiedy wyraźną i dość napastliwą kontrę, co wyzwalało fascynującą wymianę energii, a czasem odwrotnie – stawała się nad wyraz sugestywnym, muzycznym odzwierciedleniem partii wokalnej, lub jej naturalnym dopełnieniem.

Zgłębianie sensu tej muzyki wspomagał przepiękny dźwięk – instrument Raphaela brzmiał arcyselektywnie, dzięki czemu – chyba po raz pierwszy – mogłem tak silnie odczuć amplitudę nastrojów jakie uzyskiwał poprzez kontrast dźwięczności pierwszej, najgrubszej struny (brud, zadzior, niemal anarchistyczny atak) względem reszty, przeplatających się z nią, świetlistych i nieco bardziej zwiewnych akcentów, granych na pozostałych strunach.

Wrażenie pewnej niedostępności potęgowały utwory wykonane przez Raphaela w pojedynkę. Znów udało mu się dźwiękiem snuć – tym razem baśniowe – opowieści o odległej i intrygującej proweniencji. Co ważne, istotowo odmienne od tych, których słuchałem na jego solowych występach w ciągu ostatnich kilku lat.

Podobnie z Panią Genowefą – śpiewając część utworów samotnie, zjednywała sobie publiczność z wielką łatwością, eksponując swe możliwości jeszcze dosadniej, choć bez grama natarczywości.

Czym więc był dla mnie ten koncert? Chyba przede wszystkim spotkaniem wielkich, w pewien sposób bardzo sobie bliskich, osobowości które tworząc coś wspólnego wypełniły kolejną pustkę w moim muzycznym krajobrazie, choć przyznam, że z jej istnienia… nie zdawałem sobie wcześniej sprawy.

 

Jeden komentarz Dodaj własny

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s