Dopiero co, przy okazji podsumowania zeszłego roku, wygłosiłem tyradę o tym jak mi nie po drodze z płytami, bym teraz – bez śladu oporu – zgodził się napisać przedpremierową zapowiedź albumu. Nieintencjonalnie znalazłem ścieżkę, którą chciałbym na free music stopie kontynuować, tj. refleksje po pierwszym przesłuchaniu. Traktując nagrania podobnie jak koncerty zaczęły mnie one bardziej interesować, bo świadomość, że kolejnych razów nie będzie, podniosła powagę odsłuchu i wpłynęła na jego intensywność.

Kwartet to szeroki elementarz zdarzeń i stanów dotyczących umysłów prawdziwie twórczych, niezależnie od wykonywanej profesji. Plantacja zdała mi się nie najlepiej nazwana – słuchając jej zobaczyłem ślusarza wstającego nagle z łóżka w środku nocy, gdy jego zapłodniona, i tym samym opętana bez reszty, pomysłem świadomość nie potrafiła zaczekać. Klarnet pełni rolę łaknącej nieustannej uwagi wizji skończonego dzieła, a bębny, kontrabas i fortepian – uderzeń narzędzi idących w ruch w ciemnym pokoju, przy biurku i małej lampce. Oby blask dnia i odgłos śpiewu ptaka oznaczały, że rankiem dopiął swego.
Kolejna postać to mag gładkich transmisji kół zębatych, kochający każdy egzemplarz wpadający mu w ręce, czyli Zegarmistrz, w swych medytacjach natrafiający na uwagę o trudności racjonalnej ekspresji, gdy migawki nerwu polemicznego strzelają to tu to tam. Świątynia bez DNA przypomina (również moje) kłopoty ze snem, a Zwyczajny dzień obrazuje chwile, kiedy prawdziwym bohaterstwem jest kupienie ziemniaków czy wyrzucenie śmieci. Nie brak momentów gdy łapanie biegnącej myśli okazuje się procesem tak satysfakcjonującym, że samemu łapiącemu aż trudno uwierzyć. Rzut okiem na tytuły, a tu… Pogodny ślusarz Tom! Może więc Plantacja była nazwą tego co z nocnych poczynań uzyskał?
Wszystkie fragmenty mijają bardzo szybko – szybciej niż sugerowałby podany czas i są jakoś entropijne, nie tworząc jednak bałaganu. Piotr Mełech prowadzi narrację, ale ostateczny odcień i znaczenie jego fraz modelują koledzy – Jarosław Majewski, Jakub Królikowski i Jacek Buhl – często dodając dramatyzmu, ciśnienia czy afektywności. Sepia zaskakuje i zastanawia do głębi, ale gdybym powiedział czym, to tak, jakbym zdradził na początku jednego z odcinków przygód Herkulesa Poirota, kto zabił. Czyżby konstatacja, do której wcześniejsze kompozycje zmierzały?
Kilka drobnych sformułowań, czy może bardziej zbitek słownych, które mam za oryginalne, pojawia się tutaj z inspiracji artykułem Tadeusza Kotarbińskiego: „Nauczyciele sztuki nauczania”.