JĘZYK EMOCJI (rozmowa z Hanią Piosik)

nawordpressa1.pngnawordpress2.png

05.jpg

Powoli rozmowy w Psie Andaluzyjskim stają się dla mnie tradycją, choć to paradoks, bo tym co określa i zarysowuje ich formułę są… brak planu i iskra entuzjazmu, tląca się bezpośrednio po koncercie. 

Rozmowa z Hanią Piosik / 18.05.2017 / Pies Andaluzyjski, Poznań

(w reakcji na moje dmuchnięcie w stronę dyktafonu by sprawdzić czy działa)

U! E! He! Iii! [wybijanie palcami szybkiego rytmu na stole]

(śmiech) Skoro tak, to zacznę od pytania o dźwięki – jak duży wpływ na śpiew ma dla Ciebie kontakt z instrumentami?

Dokładnie taki, jak słowa jednej osoby, mają wpływ na słowa drugiej. Ja traktuję interakcję z dźwiękiem jako formę dialogu, którego kształt zależy od wielu czynników, choćby od tego jakie mamy instrumenty, jakie osoby przez nie przemawiają, z jaką intencją i jakimi emocjami… więc ten wpływ jest ogromny, bo partie wokalne i instrumentalne mają dla mnie równą wagą. Przy śpiewaniu też wszystko zależy od tego jak on jest oddany, w jakim kontekście, z jakim nastrojem i z jaką treścią…

Właśnie treść – jak ważny jest tekst i czy jesteś w stanie zbudować coś swojego na podstawie tekstu z którym się nie identyfikujesz? Czy samo wykonanie wystarczy by nadać temu swoją treść?

To są dwa oddzielne pytania…

(śmiech) Tak…

Jakie było pierwsze? (śmiech)

Pytałem o istotność tekstu (śmiech)

U mnie jest bardzo różnie. W zależności od tego co robię i z kim, to tekst ma mniejsze lub większe znaczenie. Czasami sama emocja, która wychodzi przez mój instrument czyli głos albo kazoo – tak jak w Lost Education – wystarczy, bo to jest przeżywanie jakiejś historii. Ona oczywiście może mieć związek z tekstem, w tym wypadku częściowy, bo ani na koncercie ani na płycie teksty Burroughsa nie są oddane rzetelnie. To jest moja żonglerka, budowanie opowiadania, które wyczuwam dzięki instrumentom i które instrumenty piszą – wybieram pewne słowa i opisuję historię muzyki, którą słyszę… A to drugie pytanie? (śmiech)

(śmiech) Czy nie podpisując się pod tekstem potrafisz wyprowadzić z niego coś swojego?

Tak. Potrafię. Bardzo często w ten sposób współpracuję z muzykami. Warsaw Improvisers Orchestra jest pod tym względem ciekawy. Całkowicie improwizowany projekt, pod dyrygenturą Pana który się nazywa Ray Dickaty. Ostatnio mieliśmy nagrania w studiu Lutosławskiego w Dwójce. 29 osobowa ekipa bardzo różnych indywidualności i zupełnie fantastycznych ludzi, z którymi działam już jakiś czas. I wtedy teksty piszą się same. Opowieści płynące z tak wielu gardeł, palców, nadgarstków, staram się opisać i oddać, bo się w nich zatapiam. Czasami ten mój opis nabiera sensu w języku angielskim i wiem, że gdyby to nagrać to byłabym z niego – jakoś tam – zadowolona.

Wobec tego mam kolejne dwa pytania (śmiech)…

(śmiech) Dawaj!

Czy Ty na koncercie śpiewasz bardziej do wewnątrz czy na zewnątrz i jak łączy się z tym reakcja publiczności?

Całkowicie wymiennie. Znów wiele zależy od ludzi z którymi współpracuję i tego jak wyczuwam dany moment. Czasami pod wpływem tego, co słyszę z zewnątrz, zbieram w sobie wszystkich grających muzyków i sumę tych dźwięków traktuję jako podkład do tworzenia, tak jakbym miała pisać książkę. Czasem jest to bardzo bezpośrednia improwizacja z kilkoma muzykami i to słychać wtedy na nagraniu, z kim ten przepływ jest wprost, a kto się do tego dogrywa, czy może część tworzy tło… Jest też tak, że słuchając całości zupełnie się zatracam, przeżywając jednocześnie siebie i tę historię, którą wyciągam z improwizacji wielu muzyków, kontynuując opowieść ze sobą i jej muzycznym rdzeniem, a czasem słucham tylko siebie i nie traktuję tego jako błąd. Jest to zawsze wybryk w jakimś kierunku, który reszcie może nadać szlak, którym podążamy, albo jednak się odrobinę wycofujemy i idziemy w inną stronę.

A czy Ty na drodze kształtowania swojego dźwięku jesteś w stanie wskazać jakieś punkty zwrotne i co okazało się najważniejsze w uzyskaniu stanu żebyś mogła powiedzieć, że on jest naprawdę Twój?

[milczenie] A to jest piękne pytanie – mocno daje mi do myślenia. Myślę, że ta postawa kształtuje się z każdym graniem, które przynosi tak zwany katharsis. Szczególnie przy improwizacji. Zawsze kiedy improwizuję z jakąś grupą ludzi i między nami dochodzi do spiętrzenia emocji, które pejoratywnie można by spłaszczyć do poziomu seksualnego, czyli: występuje, pewnego rodzaju, budowanie gry wstępnej, następnie przeżywanie ekstaz i później punkt docelowy… i właśnie dla mnie to nie jest punkt docelowy. Ten szczyt w muzyce jest podstawą pewnej nauki i pamiętam każdy z nich. Każdy był inny i ma swoje miejsce na mojej osi doświadczania, poznawania i uczenia się muzyki. Jednocześnie uczę się ludzi i ich emocji. Mając swoje emocje, rozmawiając nimi z innymi, którzy mi je dają w trakcie przeżywania jakiejś chwili, na przykład koncertu, tworzy się interakcja, a z niej zupełnie nowy byt.

A jak w budowaniu tej skuteczności pomocna, lub szkodliwa jest wiedza?

Bardzo ciekawe pytanie, nad którym wielokrotnie się zastanawiałam. Bo jestem niewykształconym muzykiem. Nie chodziłam na żadne zajęcia, ani do szkoły muzycznej, poza krótkim przelotem z jakimś gospelem kiedy miałam lat 15 czy 16, a później to już zawsze były eksperymenty z dźwiękami. Wszelakie. I obserwując drogę różnych moich znajomych muzyków, którzy są wykształceni muzycznie, często stykam się z problemem zamknięcia i niemożności wyjścia poza to co komuś nawkładano do głowy. Miałam takie rozmowy w swoim życiu. Słyszałam – no dobra, ale ja tego nie rozumiem – jak Ty jako człowiek, który nie poznał muzyki od strony technicznej możesz dopasować odpowiednie środki tak, że przemawiają do ludzi? A ja tak samo podchodzę do życia – dla mnie najważniejsze jest poznanie siebie i zestawianie tego co masz do przekazania komuś z tym, co druga osoba ma do przekazania tobie, tak jak w rozmowie – masz jakiś swój ładunek i w zależności od tego z jakim ładunkiem się stykasz, [to coś powstanie] i to często nie wymaga edukacji, tylko współodczuwania, empatii, albo słuchania. I uważam, że jeśli potrafimy słuchać, to potrafimy też trafnie odpowiadać, nieważne w jakim języku.

To ostatnie pytanie spróbuję postawić trochę na przekór temu wszystkiemu co powiedziałaś. Wciąż wspominałaś o wymianie, a ja się zastanawiam nad Twoimi koncertami solo, czym one dla Ciebie są?

Każdy występ projektu Di.Aria jest osobistym tripem, dla mnie trochę leczniczym. Zdaję sobie sprawę, że to trudna, nieprzystępna dla każdego ucha muzyka. Na jej podstawie przebadałam ludzi, dwie duże grupy. Dla pierwszej zorganizowałam koncert w szkole muzycznej w Warszawie, a drugą przebadałam na dwunastym Mózg Festiwalu w Bydgoszczy. Dla mnie to było… Wiesz – jak Ci 8 letni chłopczyk pisze odpowiedź na pytanie brzmiące: jeżeli po pierwszym utworze przypomniały Ci się jakieś obrazy z Twojego życia to opisz krótko jakie, proszę, a jeśli nie to napisz po prostu jak się czułeś, i pada odpowiedź, że przypomniał mu się dzień swoich narodzin… A ogółem dostajesz 400 odpowiedzi o podobnym profilu, a tematem mojej magisterki było, że muzyka jest uniwersalnym językiem emocji, [to to są ważne doświadczenia]. Mogłabym się za pomocą tego języka nie dogadać z Tobą na wielu płaszczyznach, ale wierzę w to, że za pomocą pewnej muzyki jestem w stanie Tobie przekazać pewne informacje dużo lepiej niż za pomocą języka polskiego i to próbuję realizować za pomocą projektu Di.Aria.

Fotografia: Ada Walczak

2 komentarze Dodaj własny

  1. Sir pisze:

    Kosmiczczi!!

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s