SMOK ULECZONY POMARAŃCZĄ

Cześć!

Jak się pewnie domyślasz, po ostatnich wydarzeniach minę miałem nietęgą.
W efekcie zainaugurowałem nawet, o zgrozo, malkontenckie prorokowanie o marności muzycznej tego roku.
Cóż… czas się wreszcie, szczerze i bez oszczędzania własnego ego, przed sobą do czegoś przyznać – bywa że gadam bzdury.

Cukunft 22-02-2015 Dragon, Poznań

Uderzył we mnie ten występ niczym burza o 13.00 w środku lata, wywołując przy tym taką jak wspomniana ulewa reakcję – zacząłem się nieskrępowanie… śmiać. Towarzyszyło temu zaskoczeniu również poczucie ulgi, zupełnie jak po podwójnej dawce Paracetamolum, Coffeinum & Codeini phosphas wobec bólu głowy!

Nie miałem pojęcia, jak bardzo potrzebowałem tego leku.
Wielka wykonawcza swoboda, lekkość, ale przede wszystkim swawolne i niezbyt naszpikowane powagą wrażenie uczestnictwa w czymś na kształt zabawy. Co dziwne, nie wziąłem w niej udziału. Miałem głębokie przekonanie, że gdybym się w tej atmosferze zatracił, wymęczyłaby mnie i wcale nie wyszedłbym z Dragona zdrowszy.

Wyjątkowo siedziałem więc cicho w roli zadowolonego obserwatora.
Zachłysnąłem się delikatnie przedstawianym obrazem, podobnie jak podczas czytania opisu Dziedzińca Cudów rozmyślałem, jakim sposobem wciągnąć do siebie jak najwięcej. Zresztą, to właśnie Dziedziniec Cudów jest powodem, dla którego wycofałem się z pomysłu oddania komuś drugiego egzemplarza Francuskiej Ścieżki.

Opis świata, zwyczajów, zachowań, reguł i zagrywek, który minął bezpowrotnie. Wspomnienie tak odległe od dzisiejszej rzeczywistości, że zawsze odczuwam podczas czytania absolutny spokój i śmieję się za każdym razem. Np. tutaj:

Wielu żebraków-złoczyńców miało swoje stałe znaki „herbowe”.
Z czasów wojny trzydziestoletniej pochodzi zespół znaków odnaleziony w lasach Turyngii i mówiący: „Czwarty dom od strony, w którą zwrócona jest strzałka, zostanie napadnięty nocą, podczas ostatniej kwadry księżyca”, a w domyśle: „Szukam pomocników”. Pomocnicy znaleźli się, gdyż obok figurowały ich znaki: ptak (oznaczał on kłusownika), kostka do gry (szuler), klucz (włamywacz), garnek (okradający pijaków) i łańcuch (zbieg z galer).

Tamtego wieczoru podczas słuchania niosłem w sobie ten sam nastrój. Oglądałem dawny, niemal żywy obraz cząstki minionej rzeczywistości.
Co ciekawe, nie zakorzenił się na dłużej. Zobaczyłem go, ożywiłem się i odszedłem. Koniec.

A co w nim było najcudowniejsze? Chyba wielość barw i dziwnych przedmiotów. Pomarańcz (klarnet) wchodzący w czasem w żółć (trąbka), przyrdzewiała stalówka (gitara) i maszyna do szycia firmy Singer wraz z oryginalnym stołem (perkusja).

No właśnie – perkusja. Zatrzymam się przy niech chwilę, bo był to najlepszy występ Pawła Szpury jaki dotąd widziałem – dynamiczna amplituda nigdy wcześniej nie była tak obezwładniająca. Gdy dłuższą chwilę skupiał się na perkusjonaliach, by znienacka uderzyć w talerze, przechodziły mnie ciarki.
Jeden z tych zabiegów, które definiują dla mnie słowo muzyka.

Łączników  teraźniejszością było więc niewiele, ale dziwnym trafem każdy z nich zarejestrowałem:

Cześć!

Dodaj komentarz