Cześć!
A jakbym tak napisał, że był to jeden z najlepszych koncertów jakie dotąd widziałem?
Wovoka 13-03-2015 Dragon, Poznań
Możesz pomyśleć – nuda. Znów Dragon, znów Raphael, ile można?
Sam przez chwilę się nad tym zastanowiłem, ale już znam odpowiedź. Otóż:
W NIESKOŃCZONOŚĆ.
Jeśli Wovoka nadal będzie biegł takim tempem, to będę go słuchał i oglądał tak często jak tylko będę mógł.
Znów pokazał inną twarz. Wcześniej był jak prorok, myśliciel, szaman. Choć zawsze charyzmatyczny i dziki, to jednak zamyślony i na swój sposób spokojny. Jego słowa działały na mnie niczym mocny powiew wiatru – delikatnie otrzeźwiały, pozwalając chwilę później na umiejscowienie myśli w szerszym kontekście.
Nie tym razem. Teraz albo wszedłeś w wir walki, albo musiałeś uciekać.
Przez klub przetoczył się burzliwy i absolutnie obezwładniający HURAGAN dźwięku.
Największą część teraźniejszości unicestwił Paweł Szpura – gniótł, łamał, rozjeżdżał, dusił, bił i ciął! Wszystko z prędkością podobną do tej, z jaką Panowie John Wesley Hardin, Jessie James, Bob Ford (i wielu innych) dziurawiło namierzone ofiary w swoich najlepszych latach. Nigdy nie zapomnę tego, co wtedy usłyszałem.
Głównodowodzący zaskakiwał decyzjami. Nieraz, pozornie nielogicznie, milczał dłuższą chwilę, by we właściwym momencie pokazać pazur. I właśnie w takich chwilach czułem jakbym sobie ten występ kiedyś wymarzył.
Mewa była niczym Michał Ney w armii Napoleona i dlatego już nigdy i nigdzie nie powiem i nie napiszę o jej śpiewaniu ani jednego złego słowa. Każdy dźwięk miał wewnątz tyle ekspresji, że moje ciało się trzęsło.
Ola podczas tej hekatomby przemknęła mi przed oczami tylko kilka razy, ale wystarczyło to zupełnie. W końcu dobrze jest pokazać, że nie wygrywa się o włos, albo przez przypadek.
Kiedy później ktoś wnosił krzesła na scenę, uśmiechnąłem się ze smutkiem.
Wszystko wyglądało tak, jakby nic się nie zmieniło, a przecież ledwo co skończyła się wielka bitwa! Na triumf, radość i tańce jakby zabrakło miejsca.
Cześć!
Jeden komentarz Dodaj własny